Warszawa: Wybuch w budynku Komendy Głównej Policji
The following two tabs change content below.
Joana100
Ostatnie wpisy Joana100 (zobacz wszystkie)
- Dania planuje obowiązkową służbę wojskową dla kobiet, gdy NATO pogłębia wsparcie dla Ukrainy - 27 stycznia 2023
- Zachód dyskutuje o możliwości przekazania Ukrainie myśliwców - 27 stycznia 2023
- „kierowana ewolucja”? Pfizer R&D Exec mówi, że Covid-19 stworzony w Wuhan jest dla firmy „dojną krową” - 27 stycznia 2023
One thought on “Warszawa: Wybuch w budynku Komendy Głównej Policji”
You must log in to post a comment.
15 grudnia zapadnie w pamięć jako jeden z najdziwniejszych , a zarazem najkomiczniejszych dni w polskiej historii politycznej . Uzupełnieniem godnych hinduskiego fakira wygibasów w sprawach KPO i sądownictwa była wiadomość o wybuchu w Komendzie Głównej Policji .
Najpierw dowiedzieliśmy się , że rano w budynku KGP miał miejsce wybuch . Szczegółów jednak nie podano . Później , z oświadczenia policji , że „eksplodował” jeden z prezentów , które Komendant otrzymał podczas swojej roboczej wizyty na Ukrainie w dn. 11-12 grudnia br., gdzie spotkał się z kierownictwami ukraińskiej Policji i Służby ds. sytuacji nadzwyczajnych . Prezent był podarunkiem od jednego z szefów ukraińskich służb” – co już brzmiało wystarczająco barejowsko . Ale też groźnie . Na koniec z nieoficjalnych wieści wynikało , że odpalony został granatnik – tu pojawiają się różne wersje , a według jednej z nich chodzi o nowoczesny sprzęt produkcji szwedzkiej , najprawdopodobniej z głowicą ćwiczebną . A jako wisienka na torcie pojawiła się informacja , że granatnik odpalił sam komendant główny , inspektor generalny policji Jarosław Szymczyk.
Sprawą co prawda zajęła się prokuratura , ale wkrótce objawił się niezawodny minister spraw wewnętrznych Mariusz Kamiński i oznajmił , że pan komendant nie wiedział , co dostał w prezencie , a poza tym jest traktowany w sprawie jako poszkodowany . Nie był to pierwszy raz, gdy minister Kamiński wygłasza niedorzeczności .
Na początku grudnia w Toruniu zakończył się proces kolekcjonera Mariana Chojnowskiego . Niezwykle cenna , warta kilkadziesiąt tysięcy dolarów kolekcja broni pozbawionej cech użytkowych (czyli takiej , z której nie da się oddać strzału ani w prosty sposób przywrócić takiej możliwości) została skonfiskowana na czas trwania procesu , od początku sprawy w 2019 r. Biegły , który przeprowadzał testy , zniszczył lub doprowadził do degradacji dużej części zbioru . W wielu przypadkach absolutnie unikatowego . Sąd orzekł teraz , że do narażenia nikogo na niebezpieczeństwo nie doszło , więc kolekcjoner uniknie kary , ale kolekcja przepadnie . Pretekstem do sprawy było stwierdzenie , że broń co prawda została pozbawiona cech użytkowych , ale nie stało się to dokładnie zgodnie z wymogami unijnymi .
Pan Chojnowski napisał do sądu: „Tę kolekcję gromadziłem pół wieku , pracując ciężko , czasem po 16 godzin dziennie . Do dnia 19.09.2019 byłem gorącym patriotą , niestety już nim nie jestem . Brudne złodziejskie łapy raz na zawsze wyleczyły mnie z patriotyzmu . Na drugi dzień po powrocie z aresztu usunąłem z bariery balkonowej wszystkie uchwyty do mocowania flagi , która jeszcze tam niedawno powiewała na wietrze w każde święto państwowe”.
To sprawa ekstremalna , choć nie tak rzadka . Policja wielokrotnie uznawała za swój sukces ściganie kolekcjonerów . Lecz nie tylko . Przez długi czas ścigano na przykład posiadaczy tureckich rewolwerów marki Zoraki , strzelających gumowymi kuleczkami wyrzucanymi poprzez odpalenie naboju 9 mm PAK , czyli „ślepaka” . Policja upierała się , że taka broń podpada pod wymóg posiadania pozwolenia i traktowała jej posiadaczy jako osoby nielegalnie posiadające broń .
Można się śmiać z „13 posterunku” w Komendzie Głównej . Ale przecież tak naprawdę to jest plucie ludziom w twarz . Obywatele są ścigani za fikcyjne przewinienia , a pan komendant bezkarnie bawi się granatnikiem .
To , z czego był uprzejmy strzelić sobie pan inspektor Szymczyk , nie jest nawet bronią . To uzbrojenie wojskowe , czyli coś , czego w żadnych warunkach w Polsce prywatnie posiadać nie wolno . Jasno wynika to także z europejskiej dyrektywy broniowej . Granatnik pana komendanta należałoby umieścić w kategorii A – broni niedozwolonej . Załącznik I dyrektywy mówi w tej kategorii w punkcie 1. o „wojskowych pociskach o działaniu wybuchowym oraz ich wyrzutniach”.
Komendant główny policji nie może sobie po prostu trzymać dowolnego uzbrojenia tylko dlatego , że jest komendantem głównym . Ustawa o broni i amunicji mówi , że przepisy nie dotyczą broni i amunicji stanowiących uzbrojenie m.in. policji . Ale wspomniany granatnik nie stanowi uzbrojenia polskiej policji , więc powinien podlegać reżimowi , jakiemu podlega każda broń w rękach prywatnych . Jak jednak widać – są w Polsce równi i równiejsi . Jedni trafiają przed sąd z powodu posiadania pojedynczego naboju w kalibrze innym niż broń , na jaką mają pozwolenie – innym upiecze się odpalenie granatnika w budynku publicznym .
Hucpa , jaka się tu odbyła , jest oczywista. Insp. Szymczyk złamał z całą pewnością przepisy Ustaw o broni i amunicji , a najpewniej także inne , w tym dotyczące transportu uzbrojenia przez granicę . Dodatkowo naraził wiele osób na niebezpieczeństwo . Tłumaczenia min. Kamińskiego , że szef policji „nie wiedział” , co trzyma w ręku , są po prostu żałosne . Nie mniej zadziwiające niż to , że Ukraińcy obdarowali szefa polskiej policji granatnikiem, a ten go przyjął .
Ale są przecież i inne pytania . Na przykład: jaką kontrolę ma policja nad „prezentami”, które otrzymuje jej szef? Ile takich wybuchowych prezentów było w przeszłości? Kto jeszcze mógł je przyjmować? Wreszcie: jakie jest zabezpieczenie KGP? Przecież bez trudu można sobie wyobrazić, że korzystając z identycznej ścieżki ktoś dokonuje zamachu terrorystycznego na kierownictwo polskiej policji.
Co w takim razie powinno się wydarzyć? To proste: sprawa jest nie do obrony – komendant główny powinien złożyć rezygnację. To byłoby jedyne sensowne i honorowe rozwiązanie. Trudno, żeby obywatele poważnie traktowali formację, której szef „nie rozpoznaje” granatnika, który wbrew wszelkim zasadom trzyma sobie w gabinecie jak pamiątkową plakietkę czy stateczek w butelce.
za red. Łukaszem Warzechą
Pozwoliłem sobie wstawić notkę Pana red. Łukasza z racji tej , że sam bym tego lepiej nie ujął .
Z ostatniej chwili …. kłamstwo , rodzi nowe kłamstwa w swym kłamstwie … Kierownictwo MSWiA chcąc ratować ”zimną” dupę Pana Komendanta stwierdziło , że Pan Komendant nie wwoził ”panzerfausta” osobiście przez granicę .”Panzerfaust” wjechał na teren Polski zwykłym połączeniem kolejowym czyli PKP na trasie Lwów – Przemyśl …. co już jest samo w sobie KARYGODNE gdyż przepisy zabraniają przewożenie takich ZABAWEK transportem publicznym …. tym bardziej NIELEGALNIE …. co robiły służby CELNE i STRAŻ GRANICZNA …. jaja jak berety