Amerykański „myśliwski” okręt podwodny USS Connecticut (SSN 22) typu Seawolf zderzył się z zanurzonym obiektem. Jedenastu członków załogi (standardowo liczącej 116 osób) zostało rannych, ale ich obrażenia nie zagrażają życiu. Nie stwierdzono też żadnych uszkodzeń w przedziale reaktora. Jednostkę natychmiast odwołano z patrolu na wodach Morza Południowochińskiego.

Do wypadku doszło w sobotę 2 października, ale dopiero wczoraj poinformował o nim serwis USNI News. Dopiero później doniesienia te potwierdziła służba prasowa US Navy. Od soboty okręt idzie na powierzchni w kierunku Guamu. Powinien wejść do tamtejszej bazy marynarki wojennej na Guamie jeszcze dziś. Wtedy personel US Navy będzie mógł dokonać szczegółowej analizy uszkodzeń.

Nie wiadomo na razie, z czym zderzył się Connecticut ani dlaczego tak długo zwlekano z ujawnieniem tego faktu. Od razu pojawiły się spekulacje, że mogło dojść do zderzenia z chińskim okrętem podwodnym oddelegowanym do śledzenia amerykańskiej jednostki na akwenie uznawanym przez Pekin za własne podwórko. Byłaby to pikantna historia, ale najprawdopodobniej natura wypadku jest bardziej prozaiczna. Okręt mógł uderzyć po prostu w dno morskie czy choćby w kontener unoszący się w wodzie (średnio statki gubią w morzu blisko 1400 kontenerów rocznie).

 

 

Podwodne kolizje to rzadkość, ale co jakiś czas się zdarzają. Do poprzedniego wypadku tego rodzaju z udziałem amerykańskiego okrętu doszło 8 stycznia 2005 roku, kiedy idący cała naprzód USS San Francisco (SSN 711) uderzył w zbocze góry opodal Guamu. Wówczas życie stracił 24-letni marynarz, a blisko stu zostało rannych. Zniszczeniu uległ sonar i przedni zbiornik balastowy. Przez pewien czas okrętowi groziło zatonięcie, ale ostatecznie zdołał się wynurzyć.

USS San Francisco (SSN 711) w suchym doku na Guamie.
(US Navy / Photographer’s Mate 2nd Class Mark Allen Leonesio)

San Francisco wszedł do bazy na Guamie dwa dni później. Mimo że na mapach, w które wyposażony był okręt, feralna góra nie figurowała, dowódcę okrętu, komandora porucznika Kevina Mooneya, uznano winnym szeregu zaniedbań, usunięto ze stanowiska i ukarano naganą. Sześciu innych członków załogi ukarano obniżeniem stopnia, za to aż dwudziestu nagrodzono pochwałami i odznaczeniami za wkład w ratowanie okrętu. San Francisco wrócił do służby w kwietniu 2009 roku, po wymianie zniszczonego dziobu na sekcję odciętą z wycofanego USS Honolulu (SSN 718).

Niemniej jednak zderzenia dwu okrętów podwodnych nie można jeszcze wykluczyć. Do takiego właśnie wypadku doszło w lutym 2009 roku. Na Atlantyku zderzyły się wówczas dwa nosiciele pocisków balistycznych – brytyjski HMS Vanguard i francuski Le Triomphant. Na szczęście oba poruszały się ze stosunkowo niewielką prędkością, toteż nie doznały poważnych uszkodzeń, a żaden marynarz nie został ranny.

 

Z wypadków, do których doszło stosunkowo niedawno, warto jeszcze przypomnieć tegoroczną kolizję japońskiego Sōryū z masowcem Ocean Artemis. Zderzenie nastąpiło w trakcie wynurzania. Doszło do uszkodzenia kiosku okrętu podwodnego, prawy ster głębokości został przełamany na pół, a z kiosku odpadły elementy pokrycia anechoicznego. Jeden marynarz został ranny.

Niedźwiedź polarny zapoznaje się z bliska ze sterem USS Connecticut. Okręt przebił arktyczną pokrywę lodową w kwietniu 2003 roku.
(US Navy / Mark Barnoff)

Wypadki takie jak te opisane powyżej przypominają, że okręty podwodne z natury rzeczy muszą działać w warunkach ograniczonej świadomości sytuacyjnej. Sonar pasywny może nie dać rady wykryć drugiego okrętu podwodnego do czasu, aż będzie już za późno na uniknięcie kolizji. Z kolei użycie sonaru aktywnego – który mógłby wykryć większość przeszkód – jest równoznaczne z obwieszczaniem swojej obecności wszystkim urządzeniom nasłuchowym w promieniu kilkudziesięciu kilometrów.

USS Connecticut to drugi z trzech okrętów typu Seawolf. Na co dzień stacjonuje w bazie Kitsap-Bremerton w stanie Waszyngton. 27 maja wyruszył w rejs operacyjny w rejonie Indo-Pacyfiku. W lipcu i sierpniu odwiedził Japonię. Seawolfy uchodzą za śmietankę floty podwodnej US Navy – najcichsze (między innymi dzięki systemowi aktywnego tłumienia drgań i napędowy wykorzystującemu pędnik strumieniowy) i najgroźniejsze SSN-y służące pod amerykańską banderą.

 

Typ Seawolf zoptymalizowano do prowadzenia walki podwodnej. Okręty mogą rozwinąć w zanurzeniu prędkość co najmniej 35 węzłów, wyposażono je w osiem wyrzutni torpedowych kalibru 660 milimetrów (dwa razy więcej niż w typie Virginia) i magazyn zdolny pomieścić pięćdziesiąt torped Mk 48 ADCAP. Z wyrzutni można odpalać także pociski manewrujące Tomahawk i przeciwokrętowe Harpoon.

USS Connecticut podczas lipcowej wizyty w Yokosuce.
(US Navy / Chief Mass Communication Specialist Brett Cote)

Mimo że jednostkę wiodącą przyjęto do służby w 1997 roku, Seawolfy nadal stanowią punkt odniesienia. Nowe amerykańskie okręty podwodne oznaczone wstępnie SSN(X) mają stanowić skok jakościowy w stosunku do okrętów podwodnych typu Virginia, które opracowano jako tańszą alternatywę dla Seawolfów po zakończeniu zimnej wojny, gdy USA nie miały godnego siebie przeciwnika. SSN(X) ma mieć więcej wspólnego właśnie z Seawolfem – ma być silnie uzbrojony i maksymalnie cichy, aby bez skrępowania działać na wodach równorzędnego przeciwnika.

Tajemnicą poliszynela jest to, że cała trójka Seawolfów jest regularnie wykorzystywana do zadań zwiadowczych i szpiegowskich. Dotyczy to szczególnie okrętu numer trzy, USS Jimmy Carter (SSN 23). Jest on o 30 metrów dłuższy od pozostałych dwóch jednostek, ponieważ w kadłub wmontowano dodatkową sekcję umożliwiającą wszechstronną współpracę z nurkami i bezzałogowymi pojazdami podwodnymi oraz prowadzenie działań ratowniczych i badawczych. Nieoficjalnie wiadomo, że Jimmy Carter dysponuje także zdolnością zakładania podsłuchów na podmorskie kable światłowodowe.

 

USS Connecticut (SSN 22) przygotowywany do cumowania w bazie Kitsap-Bremerton, lipiec 2018 roku.
(US Navy / Mass Communication Specialist 1st Class Amanda R. Gray)

Mimo że Connecticut nie ma tak specjalistycznego wyposażenia, nie należy lekceważyć jego potencjału w roli okrętu zwiadowczego. Jego utrata stanowiłaby dla US Navy wyjątkowo bolesny cios. Oczywiście nie znamy jeszcze charakteru i rozmiaru uszkodzeń, ale stosunkowo niska liczba rannych sama w sobie nie świadczy o tym, że kolizja była niegroźna. Jeśli uszkodzenia są rozległe, nie można wykluczyć, że Connecticut będzie potrzebował wieloletniego remontu, kosztującego najpewniej kilkadziesiąt milionów dolarów. Jako że istnieją tylko trzy Seawolfy, nie może być mowy o zaczerpnięciu sekcji kadłuba z bliźniaczej jednostki.

Według anonimowego źródła, na które powołuje się serwis Military Times, żadne dane nie wskazywały na istnienie formacji geologicznej na trasie okrętu. Kształt dna morskiego zmienia się jednak, a mapy bywają niedokładne, jak dowiódł wypadek USS San Francisco. Nie ma za to żadnych przesłanek wskazujących na kolizję z innymi statkiem czy okrętem ani też na celowe działanie przeciwnika.

Aktualizacja (10.44): Dziennik Guam Daily Post poinformował trzy godziny temu, że USS Connecticut wszedł do bazy na Guamie.

https://www.konflikty.pl/