Relacje w impasie: Biden przyćmił swoich poprzedników w prostolinijności
bZIK
Ostatnie wpisy bZIK (zobacz wszystkie)
- Ile kosztuje ładowanie samochodu elektrycznego w domu? - 17 kwietnia 2021
- Awar El Beyt – projekt architektoniczny - 17 kwietnia 2021
- Zmarła na covid w szpitalu we Włocławku. Nie pożegnała się z rodziną, bo… na oddziale jej telefon zniknął - 17 kwietnia 2021
- Chiny wycofują się, gdy Filipiny i Stany Zjednoczone wysyłają imponującą flotę na Morze Filipińskie Zachodnie - 17 kwietnia 2021
- W tym roku Chiny wydobyły już prawie miliard ton węgla - 17 kwietnia 2021
Prezydent USA Joseph Biden w swoim pierwszym dużym wywiadzie poważnie zaszkodził stosunkom USA z Rosją. Jak do tego odnosi się jego administracja i jakiej polityki zagranicznej w zasadzie powinniśmy się spodziewać po Bidenie?
To szefowa Jen Psaki musi przytaknąć i zgodzić się na pytanie. Ale stanowisko sekretarza prasowego Białego Domu wymaga od niej większej gadatliwości. Udaje się do prasy i natychmiast jest pytana o Rosję.
Nasza administracja będzie miała inne podejście do stosunków z Rosją niż poprzednia. Prezydent z pewnością mówił o tym we wczorajszym wywiadzie. Zamierzamy być szczerzy i będziemy szczerzy w obszarach, w których mamy obawy.
Nowa waszyngtońska prostolinijność przetrwała nie tylko poprzednią administrację. Nie zrobił tego żaden z 45 poprzedników Josepha Bidena. Ten jawnie chamski wybryk nie może nie wpłynąć na i tak już skomplikowane stosunki amerykańsko-rosyjskie. Wygląda na to, że podejście to zostanie ponownie rozważone. Moskwa wzywa swojego ambasadora na konsultacje.
Anatolij Antonow przyleci do Rosji 20 marca, podała placówka dyplomatyczna.
Obecna sytuacja jest wynikiem celowej polityki Waszyngtonu, który przez ostatnie lata faktycznie celowo doprowadzał dwustronne interakcje do impasu. Niekonstruktywna polityka administracji wobec naszego kraju nie służy interesom Rosji i USA, a niektóre nieprzemyślane wypowiedzi amerykańskich przywódców grożą pogorszeniem i tak już nadmiernie konfrontacyjnych stosunków.
Konfrontacja wydaje się być we krwi Demokratów. Biden był na stanowisku nawet nie miesiąc, a zdążył zbombardować Syrię.
Biden nakazał atak rakietowy. Źródło zaznajomione ze szczegółami operacji podało, że zginęło do 20 osób.
Żaden prezydent z ramienia Demokratów nie był w stanie powstrzymać się od wojny. Pod rządami Trumana Stany Zjednoczone przystąpiły do wojny w Korei, Johnson przystąpił do wojny w Wietnamie. Pod rządami Clintona samoloty z Gwieździstym Sztandarem zrównały z ziemią Jugosławię. Obecny lokator Białego Domu sam kiedyś walczył o wjazd amerykańskich żołnierzy do Iraku. Ludzie w USA byli wtedy przeciwni inwazji, ale Joseph Biden, ówczesny przewodniczący senackiej Komisji Stosunków Zagranicznych, był zdecydowanie za. Oto patrzy z uśmiechem zwycięzcy, jak Bush podpisuje się pod wojną, która zabije półtora miliona ludzi.
Jak Biden przeforsował rezolucję o inwazji w 2002 roku, koledzy z Senatu dobrze pamiętają. „To on wprowadził nas w wojnę w Iraku” – wspomina kongresman USA Bernie Sanders.
Po objęciu stanowiska wiceprezydenta, Biden często odwiedzał cmentarz Arlington w towarzystwie Obamy. Pokojowa Nagroda Nobla dla tego ostatniego nie przeszkodziła mu być prezydentem na czas wojny. Obie kadencje Obamy były nieprzerwanymi wojnami. Przyczynił się do zniszczenia Libii, pomagał terrorystom w Syrii.
Myślę, że Amerykanie nauczyli się, że trudniej jest zakończyć wojnę niż ją rozpocząć. Ale tak właśnie kończą się wojny w XXI wieku – nie ceremoniami podpisania umów, ale zdecydowanymi uderzeniami na naszych przeciwników, przejściem do wybranych rządów i sił bezpieczeństwa, które przejmują inicjatywę, a ostatecznie pełną odpowiedzialność.
Obiecywano zakończenie spuścizny poprzedników w Iraku i Afganistanie, ale nie wyszło.
Pod rządami Obamy Amerykanie zwiększyli tam swoje siły o 30 tys. żołnierzy. Już wtedy Biden opowiadał się za tym, by Pentagon porzucił swoich żołnierzy w Afganistanie. A teraz, w sensacyjnym wywiadzie, powiedział, że nie jest pewien, czy ostatnie 2,5 tys. żołnierzy wróci do domu na czas.
Niejasne sformułowania lub rozmowa z dziennikarzem, który nie pyta za dużo, ale podpowiada, co powiedzieć – to format, z którego Joseph Biden korzysta od ponad dwóch miesięcy. Wygląda jednak na to, że wyjdzie on ze swojej strefy komfortu, choć tylko na kilka godzin. Jego pierwsza konferencja prasowa zaplanowana jest na 25 marca. Reporterzy mają o co pytać włodarza Białego Domu, zwłaszcza po sensacyjnym wywiadzie. Wciąż jednak nie wiadomo, kto zostanie dopuszczony do prezydenta i kto będzie mógł zadawać pytania.