Guantanamo dla więźniów USA

Każdy z 40 osadzonych w więzieniu armii USA na Kubie kosztuje amerykańskiego podatnika 13 mln dol. rocznie. Rachunek wzrośnie, bo z czasem w Guantanamo trzeba będzie zapewnić im opiekę geriatryczną. Dyrektor więzienia, gdy poruszył w wywiadzie ten temat, stracił pracę.

72-letni Saifullah Paracha jest najstarszym mieszkańcem Guantanamo. Ma typowe jak na ten wiek dolegliwości, wzmożone 17-letnim pobytem w amerykańskiej niewoli i torturami. Według jego adwokata Shelby’ego Sullivana-Bennisa Pakistańczyk cierpi na bóle w klatce piersiowej, nadreaktywny pęcherz, powiększoną prostatę, cukrzycę, chorobę wieńcową, uchyłkowatość jelita grubego, artretyzm i łuszczycę. Miał dwa zawały – pierwszy jeszcze w Bagram, afgańskim więzieniu armii USA.

Amerykanie uważają Parachę za ważnego członka Al-Kaidy, którą miał wspierać pod przykrywką swoich biznesów w Pakistanie. Zarazem jest on jednym z 24 „więźniów o niskiej wartości”, czyli niestanowiących zagrożenia i mogących przebywać w wieloosobowych salach. Pozostałych 16 osadzonych żyje w izolatkach. Żaden nie został skazany, a tylko kilku wytoczono procesy, ciągnące się w ślimaczym tempie.

W szczytowym okresie „wojny z terroryzmem” w 2003 roku w Guantanamo przebywało ok. 700 więźniów. W kolejnych latach sukcesywnie ich zwalniano. Brakowało dowodów winy i poczucia sensu dalszego przetrzymywania ludzi, którzy nigdy nie staną przed sądem, bo nigdy nie zostaliby skazani. Wśród pozostałych, obok tych uznanych za niebezpiecznych, są też więźniowie dawno przeznaczeni do zwolnienia – pechowcy, którym nie zdążono znaleźć miejsca przed nadejściem Donalda Trumpa.

Lekarze nie mogą pytać o historię choroby

Trump zakazał dalszych zwolnień. Gdyby to zależało od niego, więzienie Guantanamo istniałoby do momentu, aż ostatni rezydent nie wyzionie ducha. Wcześniej Kongres zakazał wpuszczania ich na teren Stanów Zjednoczonych, gdzie ich utrzymanie byłoby tańsze i łatwiejsze. Kierownictwu więzienia powiedziano, że ma ono działać jeszcze co najmniej przez ćwierć wieku.

Więźniowie, z których najmłodszy przekroczył czterdziestkę, cierpią najczęściej na nadciśnienie, bóle w stawach, cukrzycę, bezdech senny. Niektórzy zaczynają chodzić o lasce, ale jeszcze żaden nie jeździ stale na wózku, nie stwierdzono też przypadków nowotworów ani demencji. Jeden z osadzonych potrzebuje endoprotezę stawu biodrowego, a 57-letni Abd al Hadi al-Iraki – najcięższy przypadek – miał na miejscu kilka operacji kręgosłupa, jednak jego stan się nie poprawił. W lutym 2020 al-Iraki ma mieć proces. Salę sądową przystosowano do wózka inwalidzkiego, a do celi oskarżonego wstawiono szpitalne łóżko i telewizor, aby mógł zdalnie brać udział w procedurach.

Wiele dolegliwości osadzonych to skutek tortur, np. długiego przetrzymywania zakutych jeńców w „stresujących pozycjach” i rzucania o ścianę. 55-letni Indonezyjczyk Hambali, były lider dżihadystycznej grupy Dżemaja Islamija, ma mieć wstawioną protezę kolana. Jego uraz jest skutkiem przebywania w kajdanach podczas pierwszego roku pozbawienia wolności, gdy zajmowała się nim CIA. 50-letni Saudyjczyk Mustafa al-Hawsawi, oskarżony o pomoc zamachowcom z 11 września, od lat cierpi na ból odbytu, musi stale przyjmować silne leki przeciwbólowe – według jego adwokata to pamiątka po gwałceniu go tępymi przedmiotami w więzieniu CIA.

Wojskowa służba medyczna przybywa na Kubę na wezwanie, na stałe pracuje tam tylko jeden lekarz. Lekarzom nie wolno jednak pytać pacjentów o historię choroby, żeby nie usłyszeli o torturach. Utrudnia to postawienie diagnozy.

Dyrektor więzienia: Mam tu robić dializy?

W czerwcu 24 więźniów „niskiej wartości”, w tym Saifullah Paracha, rozpoczęło bojkot więziennej służby zdrowia. Protestowali przeciwko złemu traktowaniu, np. obowiązkowemu podczas badania lekarskiego zakuwaniu w kajdanki przyczepione do skórzanego pasa. Praktyka ta może miała uzasadnienie, kiedy w więzieniu siedziały setki ludzi, ale teraz wygląda na szykanę. Innym powodem protestu było wyznaczenie kobiety do prowadzenia badań prostaty, co zdaniem więźniów naruszało normy kulturowe.

Po miesiącu dowództwo bazy dostrzegło protest i spełniło życzenia osadzonych; zrezygnowano np. ze skórzanego pasa, pozostawiając same kajdanki.

Według prawa międzynarodowego USA mają obowiązek zapewnić więźniom taką samą opiekę medyczną jak swoim żołnierzom. To teoria. W lutym 2018 r. Pentagon sprecyzował, że opieka będzie taka sama, „kiedy to możliwe”.

Baza Guantanamo, w założeniu tymczasowa, nie jest przeznaczona do opieki geriatrycznej. Nie ma możliwości np. wszczepienia bajpasu.

– Wielu osadzonych jest w stanie przedcukrzycowym. Będę im tu robił dializy? Nie wiem. Ktoś powinien mi to powiedzieć – mówił w kwietniu ówczesny dyrektor więzienia admirał John Ring dziennikarzom.

Pentagon zbuduje hospicjum?

Czy Pentagon ma plan? – Jesteśmy na wczesnym etapie ustalania tego – powiedział admirał. – Jestem między młotem a kowadłem – narzekał. – Artykuł III Konwencji Genewskich mówi, że mam zapewnić osadzonym opiekę medyczną taką, jak żołnierzom. Ale kiedy żołnierz zachoruje, to odsyłam go do Stanów.

Zaraz po tej szczerej rozmowie z dziennikarzami Ring został odwołany ze stanowiska, gdyż dowództwo „utraciło do niego zaufanie”.

Memorandum Pentagonu mówi, że w wypadku, gdy nie można zapewnić leczenia na wyspie, zostanie powołana komisja, która określi sposób działania. Wysłanie pacjenta do Stanów odpada, chyba że Kongres zmieni decyzję. Wyślą go do szpitala w innym kraju? Zbudują specjalistyczny szpital w Guantanamo?

„New York Times” napisał w kwietniu, że Pentagon chce za 88,5 mln dol. wybudować tam hospicjum dla kilkunastu więźniów „wysokiej wartości”. Sześciu z nich może dostać wyrok śmierci – jeśli ich procesy dobiegną kiedyś końca – za zamachy z 11 września 2001 i atak na okręt USS Cole. Przeciętny czas od wyroku do wykonania kary śmierci w Ameryce wynosi obecnie 20 lat. Hospicjum się przyda.

 

Poleć Dziennik Polityczny