Licytacja kłamców
Lala Koniecpolska
Ostatnie wpisy Lala Koniecpolska (zobacz wszystkie)
- „Największe zagrożenie dla światowej społeczności narodów!!!” - 7 marca 2021
- „„Operacja Cloverleaf”: najbardziej niebezpieczny program testowania broni w historii świata” - 7 marca 2021
- „Dowody zastosowania broni Psychotronicznej.” - 7 marca 2021
- „Jak zniszczyć wdrożenie 5G!!!” - 7 marca 2021
- „Mięso z… powietrza?” - 6 marca 2021
Przyglądałem się debacie w telewizji między liderami Torysów i Partii Pracy na kanale ITV we wtorek wieczorem z rosnącym poczuciem zgrozy…
Z jednej strony pajacowaty oportunista, który prowadzi swój kraj do wyjścia z Europy z najgorszą z umów, jaką można sobie wyobrazić. Z drugiej strony lewacki dogmatyk, który nie chce przyznać się jak głosowałby w pryszłym wywołanym przez siebie referendum i z bardzo niejasnym stosunkiem do rosyjskiej agresji. Nie jestem jedyny w tym kraju, który woła “Każdy, tylko nie oni!”…
Panowie byli raczej przewidywalni… (Fot. Getty Images)
Na ostatnim spotkaniu w ramach promocji mojej najnowszej książki określałem Brexit jako wulkan, który wybuchł, gdy sfrustrowane zubożałe warstwy społeczeństwa brytyjskiego miały możność dzięki referendum Camerona wykrztusić z siebie tę lawę szowinistycznych uprzedzeń, która powoli rozlała się po wszystkich kątach Wielkiej Brytanii, trując i paraliżując wszelką działalność polityczną, gospodarczą i kulturalną. A Boris Johnson jest jak najbardziej wytworem ubocznym przemian obyczajowych spowodowanych przez tę lawę.
Johnson zaczął swoją karierę dziennikarską w “Daily Telegraph”, kpiąc z każdego nowego regulaminu wywodzącego się z Komisji Europejskiej jako okaz biurokratycznej głupoty. W końcu został zwolniony za podanie kłamliwych informacji. Gdy premier Cameron wywołał to niefortunne referendum, Johnson zastanawiał się czy opublikować artykuł za pozostaniem czy za wyjściem z Unii. W końcu wykalkulował, że rola eurosceptyka da mu najwięcej korzyści w jego drodze do uzyskania premierostwa i wybrał opcję wyjścia.
Jego kampania pro-Brexitowska w czasie referendum oparta była na niesprawdzonych faktach i wierutnych kłamstwach. Jak pamiętamy – zapowiadał, że wyjście z Unii uwolni £350 milionów tygodniowo na służbę zdrowia, wstrzyma przyjazd wielu milionów Turków i będzie łatwe do wynegocjowania z Europą bez ujemnych skutków dla gospodarki. Wszystko to borisowski bluff, brednie i bujanie. Najbardziej to było widoczne, kiedy okazało się, że niespodziewanie wygrał referendum. Wówczas premier Cameron zrezygnował, a Johnson i jego zaszokowani wspólnicy nie byli w stanie przewidzieć co będzie dalej. Odpowiedzialność zwalili na niefortunną Theresę May.
Potem Johnson służył w rządzie Theresy May jako najmniej udany minister spraw zagranicznych w na przestrzeni ostatnich lat. Wiecznie podkopywał jej negocjacje, rezygnując w końcu z jej rządu i głosując przeciw umowie wyjścia uzgodnionej z Unią. Faktycznie sparaliżował działalność jej rządu, a gdy podała się do dymisji, objął premierostwo przy użyciu napuszonej propagandy pełnej obietnic, że wynegocjuje nową umowę z Unią albo wyprowadzi kraj z Unii bez umowy. A to dokona, twierdził, najpóźniej 31 października. Zapewniał, że załatwi Brexit przed tym terminem “na życie i na śmierć”, bo inaczej “zdechnę w jakimś rowie”. Sprowokował tym sposobem parlament, który uchwalił tekst listu domagającego się przedłużenia terminu wyjścia. Wobec tego Johnson nie mógł dochować najważniejszej obietnicy, którą powtarzał dzień w dzień. W końcu minął termin 31 października, Wielka Brytania dalej była członkiem Unii, ale Johnson ani “nie zdechł w rowie”, ani nie zrezygnował honorowo.
Zawdzięczamy również Johnsonowi zahamowanie raportu parlamentarnej komisji ds. bezpieczeństwa na temat inwigilacji i naruszeń na internecie przez hakerów rosyjskich w czasie ostatnich wyborów.
Johnson głosi, że Partia Pracy chce wydać za jednym zamachem przeszło 1 trilion funtów na wielorakie cele socjalne i na infrastrukturę – mimo że Partia Pracy miała nieco skromniejszy, choć dalej ambitny, plan wydatków w swoim programie wyborczym, który ma wydać w czwartek. Zapowiada, że jego rząd będzie budował 20 (przedtem było 40) nowych szpitali, kiedy okazało się były konkretne plany rozszerzenia zaledwie 6 istniejących szpitali.
Tak jak magik wytrząsujący obiecanki z rękawa miał niesamowity talent zauroczenia swoich wyborców, po czym jego zapowiedzi ulegały zmniejszeniu w rozmiarze lub zmieniały zupełnie swój charakter. Johnson dotąd twierdzi, że na skutek jego nowej umowy z Unią towar z Północnej Irlandi będzie miał niekontrolowany dostęp do rynku zarówno brytyjskiego, jak i unijnego – i że nie będzie potrzeby zbudowania murów granicznych ani na granicy z Republiką Irlandzką, ani w portach Morza Irlandzkiego. Nieprawda. Przy kontroli celnej towarów pochodzących z Północnej Irlandii trzeba będzie udowodnić, że naprawdę pochodzą one z tego rejonu, a nie zostały importowane z innych miejsc. Natomiast przy eksporcie towaru eksportowanego do Północnej Irlandii trzeba będzie zaświadczyć na tych rzekomo nieistniejących granicach, że naprawdę trafi on do Północnej Irlandii, a nie będzie przeszmuglowany dalej. A więc kontrola graniczna będzie.
Ale już wyborca zaczyna dostrzegać na czym polegają te sztuczki. Na wtorkowej debacie Johnson potwierdził, że „prawda powinna być ważnym elementem każdej kampanii wyborczej”. Publiczność po prostu wyśmiała tę uwagę. Dlatego Johnson ma duże problemy ze swoją wiarygodnością, gdy stara się udowodnić, że jakakolwiek przyszła umowa handlowa ze Stanami Zjednoczonymi nie otworzy firmom amerykańskim dostęp do usług brytyjskiego NHS.
Corbyn reprezentuje inny rodzaj fałszu. U niego nasuwa się kłamstwo niedopowiedzenia, czy nawet milczenia. Przez przeszło 30 lat nie kamuflował swoich marksistowskich zapędów, czuł się dobrze w towarzystwie przedstawicieli organizacji oskarżonych o udział w aktach teroru, jak irlandzkie I.R.A. czy Hezbollah i Hamas na Bliskim Wschodzie. Był sympatykiem czy apologetą wszelkich ruchów rewolucyjnych w Ameryce Łacińskiej i aktywnym członkiem szeregu organizacji pacyfistycznych takich jak CND, których ostrze było skierowane na pierwszym miejscu w kierunku Stanów Zjednoczonych i NATO. Tkwił na lewicowym skrzydle Partii Pracy, ledwo dostrzeżony przez media i władze partyjne, nikt na jego lewackie wybryki nie zwracał specjalnie uwagi, mimo że przeszło 500 razy łamał dyscyplinę partyjną w parlamencie.
Gdy po przegranych wyborach w roku 2015 nastąpiło trzęsienie ziemi wewnątrz Partii Pracy i jej oddolne szeregi zradykalizowały się, Corbyn znalazł się w sytuacji niespodziewanej jako lider oficjalnej opozycji do rządu. Otoczony jest wciąż marksistowskimi doradcami jak Seamus Milne czy Andrew Murray, którzy przeprowadzają czystki w partii wypędzając elementy bardziej umiarkowane, a w tym wielu posłów pochodzenia żydowskiego, gdyż ci kłócą się z głęboko zakorzenionymi proarabskimi, antyizraelskich sympatiami ścisłego otoczenia Corbyna. Corbyn osobiście nie jest antysemitą, ale toleruje antysemityzm u swoich fanatycznych wyznawców. To środowisko również tradycyjnie unika oficjalnej krytyki zagranicznej polityki rosyjskiej, podważa wiarygodność posiadania broni nuklearnej (Corbyn kiedyś zaproponował, aby łodzie nuklearne płynęły dalej po świecie, ale już bez głowic nuklearnych!) i sprzeciwia się członkostwu w Unii Europejskiej.
Ten ostatni element paraliżuje obecną politykę Partii Pracy wobec sprawy Brexitu, gdyż większość aktywistów partyjnych, nawet tych skrajnie lewicowych, chce pozostać w Unii Europejskiej. Dlatego obecnie zakończono debatę w Partii na skomplikowanym kompromisie, niezrozumiałym dla elektoratu, że przyszły rząd Corbyna wynegocjuje lepszą umowę z Unią, w której uniknie się barier celnych, po czym nową umowę podda się społeczeństwu do przyjęcia lub odrzucenia w nowym referendum.
Jednak to stawia Corbyna w dziwnej sytuacji. Ma wynegocjować nową umowę, ale czy przekona swoją partię, aby ją poparła? Johnson i inni przywódcy partyjni pytają, czy Corbyn sam będzie bronił nową umowę w następnym referendum, czy nie? Dotychczas unika odpowiedzi. Ta niechęć odpowiadania jest zrozumiała, bo niemal jedna trzecia jego posłów reprezentuje tereny mocno za wyjściem, a dwie trzecie mocno za pozostaniem. Corbyn kamufluje tym samym swoje własne predyspozycje antyunijne.
Program gospodarczy Corbyna też jest wygórowany. Program Partii, który ma być ogłoszony w czwartek, może potwierdzić wreszcie czy dalej Corbyn planuje uzyskać £49 mld z podatków i pożyczyć £250 mld, aby ufundować Narodowy Bank Inwestycyjny, zbudować milion socjalnych mieszkań, znacjonalizować koleje, wodę, pocztę, firmy energetyczne czy sieć internetową. Trudno uwierzyć, aby te przesadnie ambitne plany oparte były na jakimś racjonalnym funkcjonowaniu gospodarki.
A więc komu wierzyć? Przy takiej licytacji kłamstw i oszustw elektorat raczej ma większą wiarę w Johnsona jako sprawniejszego premiera, ale wciąż ani jemu ani Corbynowi znaczna część wyborców nie wierzy. Woleliby, aby obydwoje przegrali, ale to jest niemożliwe. Dość już mieli rządów mniejszościowych przy ostatnich miesiącach parlamentarnego chaosu.
Osobiście wolałbym nie dopuścić Corbyna do Downing Street ze względu na bezpieczeństwo, ale umożliwić koalicję posłów Labour, Liberałów, Szkotów i Zielonych, którzy poddaliby obecną umowę Johnsona pod nowe referendum dające społeczeństwu szansę ostatecznego odrzucenia Brexitu. To jest nieco ryzykowne, ale mniej ryzykowne niż Brexit Johnsona czy znacjonalizowany raj Corbyna.
zrodlo:londynek.net