Szary poranek zimowy zastał nas w kolejce ludzi u wrót wielkiej rzeźni warszawskiej (Praga 2). Dokoła nalane twarze robociarzy, o szerokich barach, zdradzających niezwykłą siłę. Biała kartka, zezwolenie naczelnego dyrektora, umożliwia nam wstęp do wielkich hal i przestrzennych podwórzy, skąd dochodzi głośny poryk bydła przygotowanego do uboju.
Jak w ogromnym mrowisku, wszędzie uwijają się ludzie. Rzeźnik biegnie na swe stanowisko, zakłada fartuch, zasuwa wielki nóż na cholewę buta i czeka. Koledzy po fachu witają się.
– Hallo, Chaimek! – krzyczy, szczerząc wesoło zęby, jakiś robotnik.
– Dzień dobry, Stacho! – pada odpowiedź.
Tu nie ma różnic rasowych. Wszyscy są tu równi, Polacy i Żydzi. Jedna łączy ich placówka, jedno mają źródło chleba – od dziesiątków lat – rzeźnia.
„MASKARADENMARSCH”
Nagle, jakby pod wpływem różdżki czarodziejskiej, praca w rzeźni rusza. W oka mgnieniu rozwija się szalone tempo.
Rozdzwoniły się łańcuchy i haki zawieszone wysoko na żelaznych szynach, pędzą wagonetki, otwierają się ogromne magazyny, skrzypią żelazne kraty w chłodniach, dzwonią noże, bydło ryczy – wielka kakofonia.
Poprzez długie podwórze, między oborami a szklaną halą, gdzie odbywa się szlachtowanie, ciągnie się wąski korytarz, utworzony z dwóch żelazem obitych parkanów. Po obu stronach parkanu, ciśnie się ciżba ludzka. Prawie wszyscy, to pracownicy rzeźni, od lat pracujący na tym terenie, a jednak, pchają się tu teraz, by zobaczyć te „nowe porządki”, które zamiast ulżyć zwierzętom – godzą w ludzi…
Ciężko otwierają się wysokie wrota obory. Ukazują się w nich „poganiacze”, mocujący się z całych sił z czymś w oborze. W kilka chwil po tym wyciągają z obory wielkiego byka. Tylnymi nogami trzyma się kurczowo ziemi, potrząsa rozpaczliwie wielkim łbem na wszystkie strony. U rogów ma uwiązane powrozy, za które ciągną go „poganiacze”.
Boi się iść – słychać pomruk między stojącymi za parkanem.
Ktoś obok nas wyjaśnia:
– Spójrz pan! Jak ma iść, kiedy nic nie widzi. Przecież włożono im maski na łby.
Dawniej, dodaje filozoficznie, mniej było przy wyprowadzaniu męczenia dla „poganiaczy” i mniej mąk dla bydła.
Zaczynają okładać byka gumowymi pałkami i dopiero wtedy rusza. Idzie niespokojnie, śmiertelnie przerażony. U pyska ma przywiązaną czarną skórę – dla zaoszczędzenia bydłu widoku krwi…
Poganiacze są zziajani i spoceni. Wyprowadzenie każdej sztuki bydła zabiera im wiele sił i czasu. Dawniej przeganiano bydło małymi stadkami, łatwo i szybko.
Przez długi korytarz, od obór do hal, ciągnie jeden wielki łańcuch oślepionego bydła – smutny, tragiczny w swej bezsilności „maskaraden-marsch”.
MECHANICZNI „RZEZACY”
W wielkiej hali uboju, między bydłem, przywiązanym już teraz sznurami od nozdrzy do haków u ziemi, uwija się dwóch mocnych, krępych młodzieńców o roześmianych twarzach. Oni są obecnie centralnymi figurami w tej hali – „mechanicy”, którzy jednego dnia zajęli miejsca starych, bogobojnych rzezaków. Oni, mały Zelig i jego kompan Antek, dla swego nowego „zawodu” nie sterali swych młodych lat na ślęczeniu nad „gemarą”, nad zawiłą ,,halachą szechity”, nie stawali do egzaminów rabinackich, by otrzymać po wielu trudach „kabalot” – wykonują swą pracę „improwizowaną” – maszynowo…
Z dumą bawi się Zelig „rewolwerem”, którym zaraz będzie ubijał.
Oglądamy ten aparat zbliska. Niklowa rurka, długości około 30 cm., zakończona jest cyngielkiem jak u rewolweru. Wewnątrz gruby stalowy kolec mocno naciągnięty na sprężynę. U boku otwór dla umieszczenia pocisku prochowego. Gdy pociąga się za cyngiel, pocisk wybucha a siła inercji zwalnia sprężynę. Wówczas kolec wylatuje z ogromną siłą i trafia poprzez czoło w mózg bydlęcia.
Tak oto wygląda nowoczesne narzędzie rzeźnickie, które ma za zadanie „ułatwić” śmierć bydłu.
UBÓJ „HUMANITARNY”
Następuje „ceremonia” uboju. Stoimy przed młodym, silnym bykiem, który potrząsa nerwowo łbem, chcąc się uwolnić ze sznurów, które mu zatknięto boleśnie w nozdrza. Weterynarz w białym fartuchu daje znak. Dwóch rzeźników ujmuje byka. Jeden ciągnie go za ogon, drugi za rogi. Tanecznym krokiem podchodzi Zelig. Zamaszyście dokłada „rewolwer” do łba byka w sam środek.
Znak ręką… Pada strzał… I nagle byk pada z łoskotem na ziemię… Zabity? To rzeczywiście trwa krótko…
Lecz oto biegną do leżącego byka dwaj inni rzeźnicy. W ich rękach błyszczą długie noże. Bezlitośnie wtykają noże w szeroką gardziel byka i tną, tną zaciekle i długo. Z rozciętej gardzieli bucha krew strumieniami.
Nagle zwierzę zaczyna się ruszać… Silny ból rozciętych tętnic i upływu krwi zwrócił mu snać świadomość, mimo ogłuszenia kolcem rewolweru. Ogromny byk wydaje straszne przedśmiertne ryki przez rozcięte gardło. Wyraźnie się odczuwa, iż zwierzę cierpi niesamowicie i ginie z pełną świadomością. Straszliwy ból nie pozwala mu spokojnie konać. Byk próbuje się podnieść, długimi kopytami wywija dziko a łbem ciężko – uderza o kamienną podłogę rozpryskując krew dokoła… Rzeźnicy uciekają czym prędzej w popłochu.
Powoli, w męczarniach, kona zwierzę.
W minutę potem odbywa się ta sama procedura z innnym bykiem. Ze wszystkich stron słychać strzały i głuchy tętent padających ciężkich cielsk zwierzęcych. Wszędzie widać rzucające się w ostatnich, bolesnych drganiach, konające bydło. Kamienna podłoga, kaflowe ściany i sufit, narzędzia i ludzie – wszystko topi się w jednym wielkim jeziorze krwi…
Mija 5 – 6 minut. Tu i ówdzie widać trzepocące się cielsko byka – a potem koniec… Teraz głos mają oprawcy…
Ponury jest widok zarzynanych bydląt. Życie trzyma się kurczowo i uparcie w cielskach byków; niewiele pomaga zdaje się ogłuszanie „humanitarnym” kolcem…
POCZWÓRNA ŚMIERĆ
W drugiej hali ubijają mechanicznie cielęta. Na małych, drewnianych „warsztatach” leżą do góry nogami, przewiązane mocno pasami. Cielaki wierzgają ze strachu, przewracając ślepiami. Rzeźnik bierze w ręce długie narzędzie w kstałcie obcęgów, które kończą się z jednej strony czerwonymi blaszkami, z drugiej zaś są połączone z kontaktem sieci elektrycznej. Tymi kleszczami obejmuje rzeźnik łeb cielęcia. Naciśnięcie guzika… i przez kleszcze zaczyna przepływać prąd elektryczny w ciało zwierzęcia. Kleszcze ogłuszają zwierzę przy pomocy słabego prądu z ogólnej sieci. Zwierzę zaczyna się szybko rzucać, chce uciekać, lecz pasy nie pozwalają. Wyciąga nóżki i powoli… powoli sztywnieje… Wtedy przecinają gardło cielaka zwykłym nożem. Wypływa czarna krew. Cielę znowu się rzuca, drga bólem i powoli, powoli sztywnieje…
Stojący dokoła rzeźnicy żydowscy kiwają głowami.
Poczwórna śmierć wyjaśnia jeden.
Kiedyś skończą na hakach w innym życiu 🙂 tymczasem:
tamci powinni sobie kanał zainstalować tu na Miziaforum