O Andrzeju Lepperze, lobby LGBT i taniej sile roboczej z Azji: zachęcamy do przeczytania wywiadu Autonom.pl z Michałem Kołodziejczakiem, przedstawicielem struktur agroUNII. Rozmowa została przeprowadzona pod koniec marca, już po wydarzeniach na warszawskim placu Zawiszy, po których organizacja przeniknęła do szerokiej świadomości społeczeństwa, jakkolwiek jej podstawowe postulaty zostały zniekształcone na fali negatywnego dyskursu rządzących oraz massmediów, zarzutów o chuligaństwo oraz wyliczeń rzekomych zniszczeń w infrastrukturze.

Jaką alternatywę dla działań mainstreamowych partii może zaproponować rolnikom agroUNIA?

agroUNIA jest organizacją apolityczną i apartyjną. Skupiamy rolników, by zjednoczeni wywierać presję na partie polityczne niezależnie od tego, kto aktualnie rządzi. Jako środowisko rolnicze musimy mieć wpływ na politykę, która nas dotyczy.

Jakie inne formy protestów przygotowujecie? Zapowiadano formę francuską – czy nadal jest rozważana?

Taką formę protestu obraliśmy 13 marca – zablokowaliśmy w Warszawie plac Zawiszy, były palone opony oraz rozsypywane jabłka, które się nie sprzedają, ponieważ nie ma kto ich kupić. Takie formy protestu są jak najbardziej brane pod uwagę w przyszłości. Dzisiaj rozdajemy jabłka. Jest to inny obraz nas, rolników. Chcemy wyjść do społeczeństwa, łączyć środowisko rolnicze ze środowiskiem konsumenckim. Chcemy, aby konsument nie był oszukiwany i wiedział, co kupuje – obecnie pod polską flagą często sprzedawany jest produkt zagraniczny. Na opakowaniach umieszczane jest biało-czerwone oznakowanie, podczas gdy na etykietach, które niewiele osób czyta, małymi literami opisany jest faktyczny kraj pochodzenia produktu.

Jak Pan się odnosi do faktu, że obecnie władze Warszawy skupiają się na poszerzaniu praw osób LGBT, zamiast pomóc rozwiązać problemy rolników? Można odnieść wrażenie, że politycy, a przynajmniej ci warszawscy, bardziej skupiają swą uwagę na czymś zupełnie innym, przez co Wasze protesty przechodzą bokiem.

Wpływ lobby LGBT na partie polityczne zasiadające w sejmie rzeczywiście jest odczuwalny – na jedne mniej, na drugie bardziej i to, co się dzieje, w Warszawie jest dużo bardziej widoczne. Nie wiadomo, komu te rozwiązania mają służyć, ale z pewnością nie zwykłemu obywatelowi, gdyż nastawione są na rozkład społeczeństwa.

Polska prowincja wydaje się wycofana z życia gospodarczego i publicznego, wyludnia się. Jakie macie pomysły na zatrzymanie urbanizacji i degradacji polskiej wsi?

Przede wszystkim należy poprawić warunki życia na wsi. Dzisiaj nie mamy zapewnionych godnych warunków bytu, a młodzi uciekają do większych ośrodków. Obserwujemy też, że wiele osób sprowadza się na wieś, jednak nie są to osoby de facto związane z rolnictwem. Ten trend należy odwrócić tak, aby na wsi żyli głównie rolnicy – ci, którzy się z tej ziemi utrzymują, którzy rozumieją pracę na roli. Lekarza czy prawnika można wykształcić, natomiast by pracować jako rolnik trzeba urodzić się na wsi, trzeba to czuć i kochać.